Andrzej Sochoń O trasie XIII MEMP KIERAT 2016 |
|
Początek trasy to tradycyjna pańszczyzna, czyli marsz po asfaltowej nawierzchni narzuconą trasą. Jakoś z centrum Limanowej wyjść trzeba. Przeprowadzenie kilkuset osób przez drogę krajową bez zakłócania płynności ruchu sprawiało nam nieraz problemy. Tym razem policja przystała na skorzystanie z przejścia dla pieszych przy kościele w Sowlinach.
|
|
Odcinek 2 - do Piekiełka (PK2) Przelot do kolejnego punktu kontrolnego jest bardzo krótki, pod warunkiem wyboru właściwego wariantu przejścia. Z ręką na sercu przyznaję, że choć na Paproci byłem wielokrotnie, to zejście najkrótszą możliwą drogą do Piekiełka, skąd najdogodniej było atakować kolejny punkt, udało mi się dopiero za trzecim podejściem. Pułapka pierwsza czekała na zawodników już na samej Paproci. Z drogi grzbietowej należało odbić na północ pomiędzy wierzchołkami tej góry. Te "wierzchołki" niełatwo namierzyć, zaś krajoznawczą ścieżkę, w którą należało skręcić jeszcze trudniej, bo została ukryta za górą piachu usypaną przy okazji budowy wieży widokowej.
|
|
Nadal trzymam się wyłożonej początkowo betonowymi płytami drogi osiedlowej biegnącej północnym trawersem góry Zęzów aż do spotkania zielonego szlaku turystycznego. Kawałek idę tym szlakiem w kierunku Kostrzy.
|
|
Po dość prostym nawigacyjnie odcinku z PK 2 do PK 3 czas na kolejną nawigacyjną łamigłówkę. Z punktu dochodzę do skraju lasu dalszym odcinkiem drogi stokowej w kierunku wsi Kostrza. Tu skręcam w prawo starając się trzymać kurs na centrum wsi Szyk. Asfaltowa osiedlówka kończy się wraz z pierwszymi zabudowaniami, potem rozwidla się, więc marszruta przestaje być oczywista. Kombinacja polnych dróg i ścieżek sprowadza mnie do doliny potoku, wzdłuż którego docieram do drogi asfaltowej.
|
|
Kolejny niezbyt trudny odcinek, jednak z przeszkodą terenową o wilgotności 100%, czyli rzeką Tarnawką. Spod kamiennego żółwia kieruję się drogą grzbietową na zachód wprost do doliny rzeki. Tę udaje mi się przekroczyć suchą stopą bez zdejmowania butów. Wiem doskonale, że w maju tak łatwo nie będzie, więc ci, którzy będą chcieli uniknąć moczenia nóg, będą musieli poszukać przeprawy. W tym celu najprościej było pójść w kierunku Szykowskiej Skały. Ja wybieram drogę najkrótszą. Rzeka Tarnawka nawet przy wysokim stanie wody jest możliwa do pokonania bez mostu, trzeba co najwyżej zdjąć buty i podwinąć spodnie. Gdy jestem już na drugim brzegu, wybieram ścieżkę prowadzącą w okolice cmentarza wojennego na wschodnim krańcu wsi Słupia. Mogłem też skierować się na północny zachód, ale ze względu na konieczność pokonywania kolejnego wąwozu uznałem tamten wariant za mniej korzystny. Dalej cały czas asfaltem przez wieś Słupia aż do Bojańczyc. Po drodze podziwiam widoki. |
|
Postanowiłem, że na tym odcinku pozwolę się nieco odprężyć słabszym nawigatorom, choć tym lepszym postanowiłem dać premię w postaci kilku możliwych nieznacznych skrótów. Pierwszy tuż za dworkiem. Gdy asfaltowa szosa skręca na południe, schodzę w polną drogę na zachód w dolinę strumienia. Odnajduję przepust i trzymając cały czas kierunek na zachód idę asfaltową osiedlówką przechodzącą wkrótce w drogę gruntową. Wkrótce docieram do szosy w kierunku Krzesławic. Przechodzę przez centrum wsi, wstępuję do sklepu, aby uzupełnić zapasy prowiantu i napojów, a następnie kieruję się wprost do Diablego Kamienia w Pogorzanach. Do wyboru mam asfaltówkę lub skrót drogą biegnącą skrajem pola wzdłuż ogrodzenia sadów. Oczywiście wybieram drogę gruntową. Rzekę Stradomkę przekraczam komfortowo kładką zbudowaną jakby specjalnie dla mnie.
|
|
Ten odcinek na mapie wygląda banalnie, choć zdawałem sobie sprawę, że zawodnicy unikający marszu polnymi drogami w środku nocy mogą wybrać okrężny wariant niebieskim szlakiem turystycznym lub marsz szlakiem połączyć ze skrótem przez Poznachowice.
|
|
Dalej ruszam szlakiem w kierunku góry Ostrysz. Oczywiście korzystam ze skrótu wspomnianą wcześniej drogą do Przełęczy Zasańskiej. Przed przełęczą spotykam żółty szlak, którego trzymam się aż do skrzyżowania z drogą łączącą Zasań i Lipnik. Szlak skręca, zaś ja idę prosto aż do skraju lasu. Masyw góry Kamiennik postanowiłem obejść drogą stokową od północy oraz zachodu. Droga z początku szeroka, później coraz węższa, pod koniec przecina zielony szlak schodzący ze szczytu Kamiennika do Poręby.
|
|
Z Ośrodka Wypoczynkowego "Pod Kamiennikiem" trzeba ruszać dalej, bo to dopiero półmetek.
|
|
To jeden z najkrótszych odcinków tegorocznego Kieratu. Nie chciałem ustawiać punktu na szczycie Lubomira, ale też nie miałem nic przeciwko temu, aby zawodnicy Lubomir odwiedzili. Dlatego kolejny punkt umiejscowiłem tak, aby obejście szczytu po prostu się nie opłacało. Oczywiście można było przekroczyć grzbiet Łysiny nieco na północ od szczytu Lubomira, ale nie dawało to oszczędności ani w podejściach, ani w odległości.
|
|
Z punktu schodzę drogą asfaltową do spotkania z zielonym szlakiem, który jakiś czas temu opuściłem. Przystaję przy pomniku wystawionym przez rodzinę jednemu z tzw. "żołnierzy wyklętych". Wzgórze Dziadkówka obchodzę od północy. Koło basenu przekraczam szosę kierując się polną drogą wprost do podnóża Księżej Góry. Po drodze jeszcze raz spotykam zielony szlak wiodący z Lubomira przez Wiśniową i Ciecień do Szczyrzyca. Tym razem tylko go przecinam i trzymając się skraju lasu dochodzę do dużej drogi prowadzącej na Księżą Górę. Grzbiet Cietnia przekraczam w miejscu, gdzie zaczyna się żółty szlak turystyczny, który doprowadzi mnie do szkółki leśnej, na terenie której postanowiłem zorganizować kolejny punkt kontrolny z wodopojem.
|
|
Ten odcinek nie ma być ani krótki, ani łatwy. Czeka mnie przeskok z pasma Cietnia pod szczyt Śnieżnicy. Jak większość gór Beskidu Wyspowego, Śnieżnica ma stromy północny stok, więc atakowanie szczytu z tej strony samo w sobie zapowiada się ciekawie. Z punktu nr 11 muszę najpierw przedostać się do Skrzydlnej. W zasadzie nie wymaga to specjalnych umiejętności nawigacyjnych, jednak wybór marszruty bez zbędnych podejść, jak najkrótszej i z jak najmniejszą zawartością asfaltowych nawierzchni wymaga odrobiny pokombinowania. Początkowo trzymam się drogi trawersującej wschodni stok Cietnia. Drogi osiedlowe staram się jak najszybciej porzucić, więc robię skrócik polnymi miedzami. Przede mną góry jak z bajki czyli Pieninki Skrzydlańskie. Choć patrzę na nie z różnych stron przynajmniej raz do roku, jeszcze mi się ich widok nie znudził. Końcówka dojścia do Skrzydlnej już asfaltowa. Taka nawierzchnia towarzyszyć mi będzie niestety aż do mocno nadgryzionego zębem czasu, dawno już nieczynnego przystanku kolejowego w Skrzydlnej. Ruszanie stąd wprost pod szczyt Śnieżnicy uznałbym za pomysł niezbyt fortunny, jak na stukilometrowy maraton. Ośmiela mnie jednak czarny szlak turystyczny, wytyczony całkiem niedawno w ramach akcji "Odkryj Beskid Wyspowy" i stanowiący dojście na szczyt z Porąbki. To dojście znane było miejscowym od dawna, ale z uwagi na dużą stromiznę, rzadko używane. Jestem ciekaw w jaki sposób wytyczający szlak poradzili sobie z jego zabezpieczeniem. Ruszam spod przystanku kolejowego w górę. Leśną drogą udaje mi się bez większych problemów dotrzeć do czarnego szlaku tuż przed zasadniczym podejściem. Jest sucho, ale i tak w wielu miejscach muszę sobie pomagać rękami, aby nie zjechać do tyłu. Wybrane na punkt kontrolny miejsce przy rozwidleniu szlaków osiągam nie bez wysiłku, ale za to szyko. To podejście włączam w trasę Kieratu ze sporymi wątpliwościami. Co będzie w razie ulewnego deszczu? Jak poradzą sobie zawodnicy mający już w nogach 80 km, w dodatku po nieprzespanej nocy? Czy to podejście jest dostatecznie bezpieczne? Oczywiście można atakować Śnieżnicę od strony Kasiny Wielkiej, ale wariant to bardzo okrężny, również niepozbawiony ostrego podejścia. W końcu dochodzę do wniosku, że taki odcinek specjalny na trasie ekstremalnego bądź co bądź maratonu musi pozostać. Jest to chyba najbardziej stromy szlak w polskich górach pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń w postaci poręczy, barierek lub łańcuchów. "Bez czekana ani rusz" - zabrzmi wskazówka na odprawie. |
|
Trzynasty odcinek na trzynastym Kieracie jesy równie długi, jak poprzedni, ale nazwałbym go raczej odpoczynkowym. Nie zamierzam przechodzić przez szczyt Łopienia, który na kieratowych trasach już bywał. Punkt zlokalizowałem tak, aby wspinaczka nie tylko na główną kulminację Łopienia, ale nawet na Myconiówkę była nieopłacalna.
|
|
Na Świerczek ciągnęło mnie od dawna. Już podczas pierwszej edycji Kieratu w 2004 roku ostatni punkt kontrolny znajdował się przy kapliczce w osiedlu Podgórze na wschodnim stoku tej górki. Świerczek nie jest ani wysoki, ani rozległy, ale w plątaninie leśnych dróżek można się pogubić, zwłaszcza, gdy się tu jest pierwszy raz w życiu. Na seryjnych mapach góra ta pozbawiona jest drożni i wygląda na całkiem niedostępną. W rzeczywistości dostęp do niej utrudniony jest jedynie od północy. Czarna Rzeka wcięła się dość głęboko pomiędzy wyniesienie Świerczka a masyw Łopienia tworząc naturalną fosę o urwistych, trudnych do pokonania brzegach.
|
|
Dalej idę prosto aż do skraju lasu. Nie dochodzę do asfaltówki z Podgórza, lecz skręcam w polną drogę w kierunku Słopnic. Wychodzę tuż nad cmentarzem. przechodzę przez centrum Słopnic. Droga powrotna do Limanowej to kolejna pańszczyzna, którą trzeba odrobić, aby powrócić do bazy Kieratu. Najkrótsza droga wiedzie przez Lipowe.
|
|