Andrzej Sochoń
O trasie VIII Międzynarodowego Ekstremalnego Maratonu Pieszego KIERAT 2011
Tu można obejrzeć mapę ze śladem trasy, którą wybrałem. Mapa otworzy się w nowym oknie przeglądarki.
Ósma edeycja maratonu Kierat dawno już za nami. Ledwie zdążyłem podsumować wyniki imprezy, gdy ze Słowacji dotarła do mnie wiadomość o tragicznej śmierci mojego młodszego kolegi, maratonowego towarzysza i kilkukrotnego uczestnika Kieratu - Michała. Przyznaję, że nastrój do opisywania trasy maratonu, którą również on dopiero co przeszedł, prysnął, jak mydlana bańka. Potem przyszło lato, wyprawa w Dolomity, deptanie trasy na kolejny Kierat, a potem uznałem, że na publikowanie opisu kieratowej trasy już za późno. Chyba się jednak myliłem, bo zacząłem otrzymywać mejle z prośbą o artykuł. Więc korzystając z długich jesiennych wieczorów postanowiłem zaległości nadrobić. A zatem w drogę.
Odcinek 1 - z Limanowej na cmentarz z I wojny światowej (PK1)
Początek trasy podobny do tego sprzed roku, tym razem jednak trzymam się niebieskiego szlaku aż do końca asfaltowej drogi ponad przełęczą pod Sałaszem. Tu przechodzę na północny stok Pasma Łososińskiego trzymając się dużej drogi stokowej. Niebawem pojawiają się odnowione znaki czarnego szlaku, którym dochodzę aż do niewielkiego cmentarza. Stary szlak trzymał się cały czas grzbietu północnego ramienia Sałasza, obecnie trawersuje ten grzbiet od zachodu razem ze szlakiem rowerowym.
Odcinek 2 - do kamieniołomu pod Pasierbiecką Górą (PK2)
Trzymam się ścieżki grzbietowej, gdzie spotkać można nieliczne stare znaki czarnego szlaku. Nowe wymalowano na drodze schodzącej wprost przez prywatną łąkę na wschodni stok grzbietu w kierunku Jaworznej. Ktoś chyba zapomniał jednak o uzgodnieniu nowej trasy z właścicielem, bo ten zagrodził przejście płotem. Wkrótce stare i nowe oznakowania się spotykają. Szlakiem schodzę do Laskowej. Droga w dolnej części asfaltowa. Z centrum Laskowej nadal po twardej nawierzchni maszeruję do Laskowej Górnej, skąd na Kamionną stokiem narciarskim. Dalej szlakiem turystycznym aż pod szczyt Pasierbieckiej Góry.
Odcinek 3 - do Diabelskiego Kamienia (PK3)
Wracam na niebieski szlak, mijam szczyt Pasierbieckiej Góry i idę jeszcze kawałek na zachód do miejsca gdzie szlak ostro skręca w lewo. Ja dalej drogą prosto w dół, aż do skraju lasu i przy pierwszych zabudowaniach skręcam drogą na północ w kierunku osiedla opisanego na mapie wdzięczną nazwą Podupiska. Kawałek jeszcze na północny zachód do większej drogi asfaltowej. Na tym odcinku można było zapewne jeszcze drogę trochę skrócić, ale nie byłem pewien, czy uda mi się sforsować rzekę. Dopadł mnie rzęsisty deszcz i wolałem się trzymać znanych sobie dróg. Idąc na zachód, mijam drogę osiedlową biegnącą na północ i skręcam dopiero w drogę biegnącą wzdłuż potoku - jednego z dopływów rzeczki Przeginia. Oczywiście mógłbym pójść jeszcze kawałek prosto do większej szosy, ale uznaję, że tędy będzie minimalnie bliżej. Gdy potok wyraźnie skręca na wschód, idę jeszcze kawałek prosto, nieco pod górę, po czym skręcam w lewo. Dochodzę do szosy łączącej Nowe i Stare Rybie i przecinam ją. Trzymam się drogi asfaltowej po północnej stronie zabudowań, która prowadzi grzbietem niemal wprost w kierunku punktu kontrolnego. Asfalt kończy się tuż przed ostatnimi zabudowaniami. Mijam je i idę dalej ścieżką grzbietową. Od tego miejsca bardzo precyzyjnie kontroluję odległość, aby w odpowiednim momencie skręcić na północ wprost na punkt. Moja czujność nie jest bezzasadna. Pierwsze moje spotkanie z Diabelskim Kamieniem nie było bowiem zbyt szczęśliwe. Na seryjnej mapie turystycznej kamień ten przesunięty jest ponad 200 m na zachód w stosunku do oznaczenia na mapie rajdowej, tak jakby znajdował się na głównym grzbiecie, przy samym skraju lasu, tuż ponad zabudowaniami. Szukałem go tam bardzo długo, próbując namierzyć go to od dołu, to od góry. Bez skutku. Dopiero z pomocą tubylców do niego dotarłem. Diabelski Kamień nie jest zresztą pojedyńczą skałką, lecz zespołem kilku wychodni skalnych rozciągniętych wzdłuż ramienia zbiegającego w dolinę Tarnawki. Kamień jest w istocie trudny do namierzenia, szczególnie z góry i liczyłem się z tym, że ci, którzy z grzbietu skręcą nieco za wcześnie lub nieco za późno, wylądują w dolinie rzeczki. Aby oszczędzić im ponownej wspinaczki, punkt postanowiłem zlokalizować przy dolnej wychodni skalnej, jednak sędziom nakazałem takie oznaczenie punktu, aby baner był widoczny spod górnej skały. Namierzenie punktu z dołu nie wydawało mi się zbyt trudne, szczególnie, jeśli jako punkt ataku przyjęło się mostek na rzece Tarnawce, od którego należało kierować się wprost na południe.
Wszystkich, którym ten punkt napsuł krwi, serdecznie przepraszam. To rzeczywiście był punkt raczej w stylu Harpagana (szczególnie tego ostatniego na Wysoczyźnie Elbląskiej), niż w stylu Kieratu. Nie obiecuję, że takich schowanych punktów w przyszłości nie będzie, postaram się natomiast dołączać do nich wycinek nieco dokładniejszej mapy.
Zdaję sobie sprawę, że niektórzy korzystają na Kieracie z pomocy urządzeń GPS. Nie jest to zakazane. Jeśli jednak ktoś miał wgraną mapę turystyczną wydawnictwa Compass, to przy Diabelskim Kamieniu mógł się srogo naciąć, właśnie ze względu na jego błędne oznaczenie, o czym pisałem już wyżej. To nie była jedyna pułapka, w którą mogli się złapać miłośnicy GPS.
Odcinek 4 - do restauracji w Szczyrzycu (PK4)
Odcinek szosowy dający możliwość nadrobienia czasu straconego na szukanie Diabelskiego Kamienia. Idę szosą prosto w kierunku Janowic. Dalej szlakiem zielonym prosto na punkt. Kierat nie jest niestety okazją do zwiedzania mijanych miejscowości, szczególnie nocą. Polecam jednak zatrzymać się tu, jeśli będziecie w okolicy, aby obejrzeć zabudowania XVI-wiecznego zespołu klasztornego oo. Cystersów wraz z kościołem i muzeum klasztornym.
Odcinek 5 - do mostu kolejowego w Podłopieniu (PK5)
Początkowo trasa łatwa. Idę szosą w kierunku Skrzydlnej, w Raciborzanach skręcam na wschód potem na południowy-wschód. Przez pewien czas towarzyszą mi znaki czarnego szlaku turystycznego. W okolicy oznaczonej na mapie jako Wądoły przecinam dużą drogę asfaltową i wspinam się w górę trzymając się kierunku na południe. Wkrótce spotykam drogę asfaltową. Idę nią w górę aż do grzbietu, a gdy ona skręa na południe, odbijam grzbietem na wschód, dalej koło osiedla Sarki i sporą drogą gruntową najpierw na południe potem na południowy wschód dochodzę do miejsca, skąd widać wysoki wał z torem kolejowym i most na łuku tejże linii. Ścieżką przechodzę pod mostem na polanę, gdzie został zlokalizowany kolejny punkt kontrolny.
Odcinek 6 - na Polanę Myconiówka (PK6)
Ścieżką do szosy. Kawałek szosą w kierunku Dobrej, potem przez most na Łososinie. Na chwilę zatrzymuję się w zajeździe (idę w dzień). Potem ruszam wzdłuż Chochołowskiego Potoku. Przez jakiś czas towarzyszy mi szlak rowerowy i kapliczki drogi krzyżowej. W górnym biegu potoku kilka pięknych wodospadów, droga zanika, a zbocze staje sie coraz bardziej strome. Jakiś czas na przełaj prosto na południe aż do drogi, którą w prawo prosto na polanę Myconiówka. Wariant krótki, ale dość karkołomny. Prędkość chwilami spadała mi do 2 km/h, więc zapewne szybciej, choć dość okrężnie można było iść przez Dobrą i dalej zielonym szlakiem. Chyba zbyt wiele czasu nie oszczędziłem. Za to na Myconiówce zatrzymuję się na dłuższą chwilę, popijam wodę ze źródełka i delektuję się widokami. To miejsce wpisuję na listę miejsc magicznych w Beskidzie Wyspowym.
Odcinek 7 - do szkoły w Słopnicach (Kukuczki) (PK7)
Z południowo-wschodniego narożnika polany drogą na południowy wschód. Przecinam nieoznaczoną na mapie dużą drogę stokową. Można dalej iść nią właśnie aż do spotkania z zielonym szlakiem, ale ja trzymam się drogi ponad dnem doliny strumienia i wzdłuż niego dochodzę do asfaltu i przełęczy Rydza-Śmigłego. Dalej wyasfaltowaną niedawno drogą schodzę do przysiółka Kocury. Stąd drogą na wschód przez niewielki grzbiecik i pod lasem w kierunku Słopnic. Skręcam na południe i przez osiedle Pachy dochodzę do nowego budynku szkoły podstawowej, gdzie zlokalizowany został kolejny wodopój i półmetek.
Odcinek 8 - do doliny potoku Mogielica (PK8)
Wyruszam na południe początkowo asfaltem, potem drogą utwardzoną przez osiedle Pieszchały. Droga biegnie wzdłuż potoku, ale w pewnym momencie skręca na zachód do pojedynczych zabudowań. Mijam je i schodzę nieco aby przeciąć dolinę potoku, potem nieco zarośniętą drogą stokową przedostaję się do kolejnej dolinki. Kieruję się cały czas na południe. W końcu wychodzę na odkryty grzbiet, na którym spotykam zielony szlak turystyczny w pobliżu rozwidlenia dróg z Przełęczy Słopnickiej na Mogielicę i do Wyrębisk Szczawskich. Tu mała pułapka. Mapa sugeruje, że z zakrętu drogi odchodzi spora droga wprost w kierunku kolejnego punktu kontrolnego. W rzeczywistości droga ta zaczyna się nieco poniżej grzbietu, więc idąc szlakiem w kierunku Mogielicy, zaraz za końcem zabudowań należy kierować się w dół na zachód i po chwili kilka leśnych dróg i ścieżek łączy się w większą drogę, która sprowadza nas do doliny strumienia, wzdłuż którego poprowadzono dużą utwardzoną drogę służącą do zwózki drewna. Tą drogą dochodzę wprost na plac składowania drewna z charakterystycznym domkiem leśników. Tu czekał na uczestników maratonu przepyszny żurek, herbata i kawa od naszych sponsorów - firmy Krameko z Krakowa.
Odcinek 9 - na polanę pod Kiczorą Kamienicką (PK9)
To jeden z najbardziej malowniczych odcinków trasy, choć nie dla wszystkich. Z punktu 8 kieruję się do Bukówki. Nie skręcam w szosę ale przecinam ją i idę lekko w górę, szeroką utwardzoną drogą w kierunku osiedla Polanki. Droga idzie trawersem przecinając dwa znaczne potoki. Tuż za drugim z nich skręcam ścieżką na południowy zachód i dochodzę do ostatnich, najwyżej położonych zabudowań osiedla. Od nich drogami przez łąki kieruję się do Polany Jeziorne. Droga wspina się mocno w górę chwilami wchodząc w las ponad osiedlem. Wielokrotnie odwracam się i podziwiam przepiękną panoramę od królowej Beskidu Wyspowego Mogielicy na północy poprzez największe szczyty Beskidu Sądeckiego na wschodzie, aż po wschodnią część Gorców na południu. Idę tędy przy pięknej słonecznej pogodzie. Polany podszczytowe w masywie Wielkiego Wierchu to kolejne magiczne miejsce na mojej trasie. Przed Polaną Jeziorne spotykam ścieżkę przyrodniczą, której znaki towarzyszą mi aż do punktu kontrolnego, znajdującego się tuż pod szczytem Kiczory Kamienickiej przy nadajniku na podszczytowej polanie. Opisana powyżej droga była niemal najkrótsza z możliwych (nie licząc przebijania się przez zarośla wprost na szczyt Wielkiego Wierchu), obfitująca w cudowne widoki, wbrew pozorom łatwa nawigacyjnie i najbardziej ekonomiczna, bo nie wytraciłem na niej ani trochę z trudem zdobywanej wysokości. Ostatni odcinek drogi od Polany Jeziorne do nadajnika był całkowicie płaski, gdyż ścieżka trawersuje szczyt Kiczory od wschodu. Pojąć nie mogłem, dlaczego wiele osób z Bukówki pognało nieprzyjemną, bo ruchliwą szosą do Szczawy, minęło Głębieniec i od południa atakowało punkt 9. Dołożyli sobie zbędne kilometry, zbędne podejście (Szczawa jest położona znacznie niżej niż Bukówka), zbędne asfaltowanie, a oszczędzili... chyba tylko kilka przepięknych widoków i możliwość zaczerpnięcia krystalicznie czystego powietrza pełną piersią. Miałem poważne podejrzenia, że w niektórych przypadkach było to, podobnie jak przy Diabelskim Kamieniu, zasugerowanie się błędnym oznaczeniem nadajnika na mapie GPS. Rada na przyszłość: bardziej ufajcie mapie, którą wydawnictwo Compass przygotowuje specjalnie dla Was na Kierat.
Odcinek 10 - do zajazdu "Głębieniec" w Szczawie (PK10)
Z polany pod Kiczorą schodzę drogą na południe. Dochodzę do zabudowań, dalej drogą gruntową, kawałek ścieżką i dalej asfaltówką do osiedla Łuszczki i do zajazdu Głębieniec.
Odcinek 11 - do zbiegu szlaków pod Cichoniem (PK11)
Do Szczawy ulicą, na przeciw kościoła przechodzę przez most na drugą stronę rzeki Kamienica, skręcam w prawo do osiedla Muchy a następnie polną drogą w górę na północny wschód. Schodzę na łąki i dochodzę do drogi wzdłuż Szczawskiego Potoku. Idę nią aż do miejsca gdzie potok i droga skręcają na północny zachód. Wówczas odbijam w prawo na wschód i rozjeżdżoną ciągnikami gliniastą drogą wychodzę koło zabudowań na grzbiet pomiędzy Jasionikiem a Przeęczą Słopnicką. Przez przełęcz do osiedla Piechotówka a potem szlakiem wprost na punkt.
Odcinek 12 - pod Okowaniec (PK12)
Ten odcinek przepiękny widokowo nie należał do trudnych nawigacyjnie. Można było iść cały czas zielonym szlakiem przez Cichoń, Ostrą i Jeżową Wodę. Można też było oszczędzić sobie nieco podejść i strawersować szczyt Cichonia od północy (najpierw szlak rowerowy, potem bez szlaku) lub od południa (drogą bez znaków). Po drodze mijam osiedle Jeżowa Woda, skąd można podziwiać dookólną panoramę. Okolice Limanowej wyglądają stąd bajecznie, więc to miejsce również wpisuję na moją listę miejsc magicznych.
Odcinek 13 - do gospodarstwa pod Ogrojcem (PK13)
Z punktu schodzę ścieżką kierując się na północ. Wkrótce dochodzę do dużej drogi, którą dochodzę do szosy z Siekierczyny. Skręcam w prawo, potem w lewo w kierunku Łyżki. Po spotkaniu z zielonym szlakiem, schodzę z asfaltu. Kawałek jeszcze szlakiem, potem polnymi drogami, cały czas kieruję się wprost ku wyraźnej kulminacji nad Ogrojcem. Przechodzę tuż pod szczytem i pilnując nieustannie kierunku dochodzę wprost do drogi przy najwyżej położonym gospodarstwie na sporej podszczytowej polanie. Punkt nie był ukryty, mimo to wiele osób, szczególnie pod koniec maratonu, miało problemy z jego odnalezieniem. Niektórzy szukali go ze złej strony wzgórza, inni na złej wysokości, nielicznych wyniosło w rejon koty 599 za osiedlem opisanym na mapie jako Lyszcze. Na punkt najłatwiej było trafić idąc drogą od północy, co jednak nie odpowiadało kierunkowi najścia większości zawodników, albo ze szczytu wzgórza, gdzie co prawda nie ma żadnych dużych dróg, ale małych ścieżek jest tak dużo, że w praktyce można iść prawie na azymut.
Odcinek 14 - do Limanowej (META)
Z punktu kieruję się na północ do szkoły w Siekierczynie. Dalej szosą do kościoła, za nim w prawo polną drogą. Dalej już cały czas szlakiem koło cmentarza "Na Jabłońcu" aż do centrum Limanowej. Droga niestety starym wyjadaczom dobrze już znana aż do mety.
Po Kieracie kilka osób prosiło mnie, abym kolejnej trasy nie prowadził znów przez Siekierczynę. Podejrzewam, że niektórzy gospodarze mają już dosyć błądzących po ich polach i łąkach kieratowiczów. Więc, choć nie zdradzę przebiegu trasy Kieratu w 2012 roku, zapewnić mogę, że wizyty w Siekierczynie tym razem nie przewiduję.
Kiedy powracam na plac przed hotelem Siwy Brzeg, zastanawiam się, ile razy jeszcze tu przyjdę i czy nigdy nie znudzi mi się to miejsce. Przede mną budynek hotelu, który zawsze zaprasza mnie w swoje gościnne progi. Odwracam się, patrzę na uśpione miasto, na wyniosłą wieżę limanowskiego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, na górujący nad okolicą, rozświetlony krzyż na Miejskiej Górze. I choć jestem z daleka, czuję, że jestem u siebie.
Do zobaczenia w maju. Przyjedźcie, a nie będziecie żałowali.