Konrad Buzak

Kierat - 100 km na orientację - Beskid Wyspowy, Limanowa - 20/21.05.2006

Kolejna impreza ekstremalna... Wyszukałem ją przypadkiem, trafiając na internetową stronę Wesołego Jędrusia. Niby początkująca, dopiero trzecia edycja. Ale... na nosa - zachęcająco wyglądało.

Wyjazd 0:14 w piątek. Kuszeta. Pociąg z Gdyni koło 10 godzin, potem PKS... O 15-tej jestem już rozłożony na sali gimnastycznej i krótki wypad na rynek. Nie wziąłem karimaty, ale zawsze można karton ze sklepu zdobyć :)

Coraz nas więcej. Już czuć ten klimat... Energia się unosi w powietrzu. Szkoda tylko, że kilku mądrali drze taśmę przez godzinę owijając mapę nie dając się zrelaksować przed startem. No nic. I tak już czas...

Tuż przed startem... Policja zamknęła nam przejście przez drogę krajową, co wywołało małą dezorientację tuż po strzale startera...

Pogoda piękna. Przygotowany byłem nawet na deszcze. A tu na pierwszy punkt kontrolny, nad Limanową, wchodziło się w pokoszulku.

Pierwsze kłopoty nawigacyjne. Ale nadłożyłem najwyżej pół kilometra.
Kapliczka na cmentarzyku - punkt zamykają o 1-ej... Duchów się nie boją, czy jak? :)

Zejście z PK3 - piękny zachód.

Ostatni łatwy odcinek - dojście do bacówki PK4. Można to też ująć inaczej: pierwszy odpoczynek i pierwszy "wodopój" na trasie.

Czyżby salamandra plamista? Kilka zwierzątek na zejściu z Kostrzy (PK5). Dłuższy czas idziemy w czwórkę: z Agnieszką, Bartkiem i Arturem. Potem każdy wybiera swoją trasę lub grupkę ludzi.

Przed 9 PK, mimo, iż wybieramy różne trasy, jeszcze dwakroć spotykam Bartka i Artura. Pod krzyżem meldujemy się razem.

Jeśli się dobrze przyjrzeć, to widać, że świt zastaje mnie na torach. A z tyłu goni mnie światełko. Na szczęście to nie pociąg, tylko kolejni "kieratowicze".

Ostro w górę wzdłuż stoku narciarskiego i drugi dłuższy odpoczynek w ośrodku rekolekcyjnym (PK8)... Miałem nadzieję, że będzie można poleżeć z pół godzinki pod dachem. Istotnie pod dachem, ale na świeżym powietrzu. Zmarzłem i tyle było odpoczynku.

Na zejściu ze Śnieżnicy - panorama Tatr.

A potem "Droga, Której Nie Ma" - na mapie droga utwardzona i kilka prostych przecinek. A w terenie mokre trawy. Tym razem organizator przegiął. A właśnie się wysuszyłem na PK8. Grrrrr!

*

Złapałem drugi oddech, mimo nawiększej na trasie górki - Kutrzyca 1052 - wyprzedziłem kilku piechurów i zszedłem prościutko na PK10. Ha Ha! poszedłem wzdłuż rzeczki w dół, potem w górę. A potem spróbowałem przejść w bród. Potem mostek z gałęzi budowałem... Ech. W końcu znalazłem szersze, ale płytsze i mniej wartkie miejsce. W sumie woda po kolana ledwo, ale zimna...

wycieram się po przeprawie
a rzeczka niemała

Jeszcze starczyło sił, by ostro zaatakować przełęcze Kiczory. Niby proste, ale pobłądziłem okrutnie. Zupełnym przypadkiem minąłem szczyt nie po południowej a po północnej stronie i po błotach po kolana zbiegłem cudem prosto na "Głębieniec" PK11. Przynajmniej godzina w plecy :)

*

Atak na ostatni - prościutki punkt od Słopnic. Tyle, że zgubiłem kompas, a dróżki na mapie ani trochę nie przypominają rzeczywistości. Ale ponoć nie tylko ja pytałem tubylców o drogę na Leśniówkę :)))

*

I ostatnie 7 kilometrów! Po szosie i ostro w dół. Głowa się cieszy a stopy mówią "basta".
Koniec - końców - meta. A wynik? Jestem zadowolony. Setka zaliczona - choć z 10-15 dodać trzeba na błądzenie.

3/4 godzinki i jestem na dworcu PKS. Jeszcze złapałem ostatnie połączenie na Kraków :)
Tylko, że pociąg do Gdyni nie jeździ z soboty na niedzielę. :(
Powyzywałem na PKP i... pojechałem przez Poznań. Ufff...

A przed stacją dziewczyny czekają :) Asia z Karką wyjechały. I mżawka, zimny wiatr - słowem wróciłem nad morze.


Źródło: http://lonet.gdynia.pl/~genek/turyst/2005z06/060520.html