Dni mijają - trwa nadzieja

Muzyka towarzyszy mi od najmłodszych lat. Moim ulubionym zajęciem jest nie tylko jej słuchanie, lecz również, a może przede wszystkim śpiewanie piosenek przy wtórze gitary. Zaczęło się od harcerskich pieśni śpiewanych przy ognisku gdzieś pośród gór. W latach szkolnych zacząłem interesować się tzw. poezją śpiewaną. Wkrótce sam zacząłem pisać wiersze i piosenki oraz tworzyć przekłady tekstów piosenek zagranicznych, wykonywanych później przez prowadzoną przeze mnie grupę wokalno-instrumentalną.
Zamieszczone poniżej teksty piosenek pochodzą ze zbiorku pt. "Dni mijają - trwa nadzieja", wydanego na okoliczność mojego wieczoru autorskiego, który miał miejsce w 1994 roku w Warszawie. Te piosenki darzę szczególnym sentymentem, wszak przywodzą mi na myśl wspomnienia młodych lat i wieczorów spędzonych w gronie najbliższych przyjaciół. Jestem autorem zarówno tekstów, jak i melodii poniższych piosenek, lecz z powodu braku zapisu cyfrowego muzyki, nie mogę zaprezentować w pełni swojego twórczego dorobku. Osoby, którym przeczytanie tekstów nie wystarczy, proszę o kontakt za pośrednictwem poczty elektronicznej.

PIOSENKA DLA WSPÓŁCZESNYCH

Cyfr i liter niekształtne młotki
Padają na kowadło mózgu -
Ta cała wiedza, jak babskie plotki,
A mądrość straszy swą rózgą.

Wyłączcie radio! Wstrzymajcie auta!
Chodźcie, gdzie jeszcze drzewa rosną!
Zabierzcie książki i gazety!
Pozwólcie cieszyć się wiosną!

Gdzież jest prawda i gdzie jej wiosna?
Gdzie Bóg, wiara i sens życia?
Człowiek - komputer - Goliat świata...
A prawda? W roli ukryta.

Wyłączcie radio...

"Człowiek pospieszny" - zagoniony
Biegacz w bezmyślnej gonitwie.
Czajnik wytchnienia ledwo wstawiony -
Już gwiżdże...

Warszawa, luty 1981.

POMPKA JESZCZE CHODZI

Czemu jęczysz? Pompka jeszcze chodzi.
Czemu chciałbyś znowu się narodzić?
Nie narzekaj, że roboty potąd,
Bo Ci dobrze, dobrze z tą robotą!

Nie masz czasu chodzić na balangi,
Bo czekają sprawy wyższej rangi.
Na rozrywki przeszła Ci ochota,
A dzień cały wypełnia robota.

Czemu jęczysz...

Już powoli żegnasz się z gitarą,
Bo się dla niej czujesz ciut za staro.
Czas wstrzymujesz, gdyż za szybko leci
I za wcześnie dojrzały Ci dzieci.

Czemu jęczysz...

Słońce dzisiaj trochę później wstało,
Dziecko cicho ojca zapytało:
- Tato, czemu masz wilgotne skronie?
- Synku, byłem już po tamtej stronie.

Czemu jęczysz...

Warszawa, luty 1994.

NADEJDZIE KIEDYŚ TAKI DZIEŃ

Nadejdzie kiedyś taki smutny dzień,
Bo na tym świecie tak od wieków jest.
Nadejdzie kiedyś taki dzień,
Że Cię opuści nawet Twój
Najwierniejszy pies: zostaniesz sam.

Nadejdzie kiedyś taki słotny dzień
I może latem albo wiosną przyjść.
Nadejdzie kiedyś taki dzień:
Ścichł gwar zabawy, myślisz, jak...
Jak powstrzymać łzy: zostałeś sam.

Nadejdzie kiedyś najtrudniejszy dzień,
Może już jutro lub pojutrze przyjść.
Nadejdzie kiedyś taki dzień:
Kochasz, lecz oto szczęścia kres,
Serce z bólu drży: zostałeś sam.

Nadejdzie kiedyś taki dziwny dzień,
Najlepiej, aby przyszedł jeszcze dziś.
Nadejdzie kiedyś taki dzień:
Samotny stoisz - nagle Ktoś
Rękę podał Ci: nie jesteś sam!

Warszawa, marzec 1978.

PIOSENKA NA DOBRANOC

Gaśnie już słońca blask nad polami,
Mija już przeżyć i wrażeń moc.
Nie trwóż się, gwiazd przestworza nad nami,
Nie trwóż się, znów nadchodzi noc.

Smutku cień utop w głębi jeziora,
Strach i lęk zostaw na szczytach gór.
Nie złość się, przecież nocna już pora,
Słuchaj, jak szumi ciemny bór.

Gaśnie już słońca blask nad polami,
Mały świerszcz koncert swój zaczął znów.
Nie bój się, całą noc ponad nami
Będzie stał nasz najlepszy Bóg.

Smutku cień utop w głębi jeziora,
Strach i lęk zostaw na szczytach gór.
Nie złość się, przecież nocna już pora,
Słuchaj, jak szumi ciemny bór.

Warszawa, maj 1975.

DOBRANOC

Już zmierzch, opadła mgła,
Nadchodzi znów rozstania czas,
Ucicha gwar, ustaje śmiech,
Dzień żegna nas: dobranoc.

Lecz znam siłę i czar
Przyjaźni tej, co łączy nas
I wierzę, że usłyszę znów,
Jeszcze nie raz: dobranoc.

I choć niedługo już
Nadejdzie znów rozstania czas,
Nie smućcie się, gdy powiem Wam
Ostatni raz: dobranoc.

Bo tam, gdzie nie ma trosk,
Spotkamy się za jakiś czas -
Powiemy znów wśród nocnej mgły
Zebrani wraz: dobranoc.

Warszawa, czerwiec 1976.

MÓJ DZIEŃ

Budzik się nade mną znęca przeokropnie,
Gdy z fantasmagorii rzuca mnie w codzienność,
Świt przemywa oczy, goli się poranek
I tak się rozkręca codzienny kołowrotek.

Tak się budzi dzień...

Tłoczą się w tramwaju zaspane niepokoje,
Długo stać nie lubią na czerwonym świetle.
Gonią się po biurze dzwonki telefonów,
Na zegarek zerka herbata niedopita.

Tak się toczy dzień...

Tupią po chodniku codzienne obowiązki,
Nie chcą medytować w różańcach samochodów.
Zabiegane sklepy przystają w kolejkach,
Ciągną je do domu torby z zakupami.

Tak upływa dzień...

Łyżki i widelce flirtują w kuchni z żoną,
Obiad na talerzu podsuwa mi gazetę,
Lalki mojej córki patrzą w telewizor,
Z synem konwersację wiodą podręczniki.

Tak przemija dzień...

Przemęczona pralka rozwiesza bieliznę,
Kran w łazience śpiewa dzieciom kołysankę -
Wszystko nagle cichnie, stygnie telewizor,
Na mnie palcem kiwa poduszka rozespana.

Tak się kończy dzień, tak się kończy dzień:
Znowu idzie noc, znowu idzie sen.
Boże, po cóż noc, nie chce mi się śnić,
Boże, przedłuż dzień! Nie zdążyłem... żyć.

Warszawa, sierpień 1992.

NIE WYPALAJ SIĘ ZA SZYBKO

Nie wypalaj się za szybko, moja świeco,
Racz zachować trochę ciepła do wieczora -
Teraz świecisz, choć dzień biały dookoła,
A przed nami jeszcze chłodna nocy pora.

Nie wypalaj się za szybko, nie wypalaj,
Nie wypalaj się za szybko, nie wypalaj,
Nie wypalaj się za szybko, nie wypalaj,
Nie wypalaj się za szybko.

Nie wypalaj się za szybko, moja świeco,
Nie wytracaj swej energii w czas pokoju,
Pielęgnować musisz nikły swój płomyczek,
Bo nas czeka jeszcze ładnych parę wojen.

Nie wypalaj się za szybko...

Nie wypalaj się za szybko, nadgorliwcze,
Swej energii wszystkiej w próżnię nie wydmuchaj
I z płomieniem swego serca się nie obnoś,
Lecz, skąd wiatr złowrogi wieje, pilnie słuchaj.

Nie wypalaj się za szybko...

Może cała ta piosenka to pomyłka,
Może płomień niepotrzebnie swój oszczędzasz,
W końcu kiedyś na każdego przyjdzie koniec,
A pod korcem nie ukryjesz własnej nędzy.
Może trzeba, byś jak Chrystus się wypalił,
Choć Cię wezmą za szaleńca ci normalni,
Byś swym żarem ludzkie serca w krąg rozniecił,
Lecz uważaj - ludzie nie są łatwopalni.

Nie wypalaj się za szybko...

Warszawa, listopad 1992.

ULICA DUMANIA

Na ulicy szarych chodników,
na ulicy starych fabryczek,
Krocząc wolno między murami,
cegły zmierzchem sczerniałe liczę.
Na ulicy wąskiej i mrocznej
może znajdę ciszę dumania,
Kręte myśli mury osłonią
i ułatwią poszukiwanie.

Czemu mało takich uliczek,
Gdzie się ukryć można na chwilę?
Autostrady pędzą w pośpiechu,
Czemu?

Na podwórku, którego asfalt
jeszcze w życiu nie widział słońca,
Świergot wróbli w górze zamiera,
wąskiej bramy nie widać końca.
Na podwórku domów murami
otoczonym z czterech stron świata
Smutna dusza, jak ptak spłoszony,
tylko w górę potrafi wzlecieć.

Czemu znikły takie podwórka,
Gdzie się ukryć można na chwilę?
Nowe domy niebo dziurawią,
Czemu?

Pozwól ukryć się, Panie Boże,
w Twojej małej, cichej kaplicy,
Pozostawić pod Twoim Krzyżem
ból i łzy - kałużę goryczy.

Warszawa, kwiecień 1977.

W ŚWIAT NIEZNANY

Zdobywać chcesz wciąż nowe planety,
Choć własnej nie znasz ziemi
I gdzieś daleko uciec w przestrzeń,
Tam, gdzie nie byłeś jeszcze.

Gdy w dziecięce marzenia kroczyłeś wieczorem,
Starszym śmieszne, a młodszym nieznane,
Chłodnych spojrzeń mur przekraczałeś, gdy nagle
Zapał wygasł sam nad ranem.

Zdobywać chcesz...

Tyle razy pragnąłeś szalonej miłości,
Twoją duszą targała namiętność,
Nawet serce już sprzedawałeś, gdy nagle
Przychodziła obojętność.

Zdobywać chcesz...

Dzisiaj zapał młodzieńczy i szczytne zamiary
Łączysz w myślach i snujesz sieć planów.
Jutro świat Twych snów ludziom będzie już znany,
Choć, jak wszystko niezbadany.

Zdobywać chcesz...

Warszawa, grudzień 1978.

AUTOBUSEM MEGO ŻYCIA

Kolorowym autobusem
Poprzez szare, mgliste dni,
Jadąc w pragnień świat wyruszam -
Może w tłumie jesteś Ty.

W kręgu twarzy nieznajomych,
Na przystanku, pośród drzwi,
Wypatruję wokół siebie -
Może w tłumie jesteś Ty.

Wzrok mój zbłądził w Twoją stronę,
Twoja dłoń przy mojej śpi,
Lecz, jak zadać Ci pytanie -
Jak zapytać, czy to Ty?

Opustoszał nasz autobus,
Z wolna zbliżasz się do drzwi.
Koniec trasy - koniec marzeń -
Skąd mam wiedzieć, że to Ty?

Warszawa, luty 1978.

WYŚNIONA KAWIARENKA

Przyśniła mi się pewnej nocy maleńka kawiarenka:
Cicha, spokojna, mroczna dymu mgłą...
I cieszę się, że nie tylko w snach,
Lecz na jawie kawiarenki takie są,
Tu, w Warszawie, kawiarenki takie są.

Widziałem wtedy w tej wyśnionej maleńkiej kawiarence
Piękną dziewczynę, jakbym znał ją skądś...
I cieszę się, że nie tylko w snach,
Lecz na jawie też dziewczyny takie są,
Tu, w Warszawie, też dziewczyny takie są.

Siedziałem długo w tej wyśnionej maleńkiej kawiarence,
Z piękną dziewczyną wszedłem w marzeń dom...
I cieszę się, że nie tylko w snach,
Lecz na jawie równie piękne chwile są,
Tu, w Warszawie, takie piękne chwile są.

Warszawa, grudzień 1978

KAŻDY CZŁOWIEK JEST POETĄ

Każdy człowiek jest poetą -
Myśli swe rozbiera na czynniki pierwsze.
Każdy człowiek jest poetą,
Choć nie każdy pisze wiersze.

Każdy człowiek jest aktorem -
Chce publiczność mieć i wzbudzać uwielbienie.
Każdy człowiek jest aktorem,
Choć nie każdy gra na scenie.

Każdy człowiek jest przywódcą
Takim mądrym, jakby wszystkie zjadł rozumy,
Lecz choć tylu w krąg przywódców -
Nie za każdym idą tłumy.

Warszawa, wrzesień 1992.

MOJA WIARA

Wiara: liść spadający,
Mgły rannej zapach,
Łza kropli deszczu,
Wiatr rozpędzony,
Wiatr, przed którym się korzy codzienność.

Miłość: uścisk Twej dłoni,
Sen wymarzony,
Wśród skał ścieżyna,
Szczyt niezdobyty,
Szczyt, na który się wspina namiętność.

Szczęście: śnieg topniejący,
Pierwszy wiew wiosny,
Noc rozgwieżdżona,
Las tajemniczy,
Las, za którym się skryła nadzieja.

Warszawa, październik 1993

BETONOWY ŚWIAT

Betonowe domy stoją, bloki dwoją się i troją,
Wkoło chłód, wkoło wiatr.
Samochody pod oknami spoczywają szeregami -
Oto mój cały świat.

Betonowy świat, betonowy świat,
Perfumami spalin pachnie wiatr.
Betonowy rój betonowych chat
I stalowy pod chmurami ptak.

Asfalt ulic, beton placów, cegły fabryk, gips pałaców,
Wkoło chłód, wkoło wiatr.
Samochody szeregami przemykają pod oknami -
Oto mój cały świat.

Betonowy świat...

Betonowe śpią cokoły, betonowe sklepy, szkoły,
Wkoło chłód, wkoło wiatr.
Samochody rozpędzone, każdy jedzie w inną stronę -
Oto mój cały świat.

Warszawa, kwiecień 1977.

NIE DAJMY SIĘ NABRAĆ

Nie dajmy się nabrać na piękne słówka
i kolorowe obrazki.
Nie dajmy się nabrać na zgrabne peruki
i zmyślnie dobrane maski.

Nie dajmy się nabrać na łzy po cebuli,
ni wymuszoną wesołość.
Nie dajmy się nabrać na przyjaźń dla forsy,
ni miłość pod jemiołą.

Nie dajmy się nabrać na skromność fałszywą
i udawaną pokorę.
Nie dajmy się nabrać na drzwi, co to niby
stoją przed nami otworem.

Nie dajmy się nabrać na skargi, że bieda
i bajki o bogactwie.
Nie dajmy się nabrać na śluby, przysięgi,
gwarancje, deklaracje.

Nie dajmy się nabrać, że będzie już wkrótce
na ziemi, tak jak w niebie.
Przewrotni, obłudni, przekornie naiwni,
nie dajmy się nabrać... na siebie.

Warszawa, październik 1992.

MOTYL

Na cóż zdało się piękno motyla,
Który życie chwilami odmierza?
Skrzydełkami barwnymi nie zdążył zachwycić się nikt.

A ja nie chcę, by tak zaginął mój świat.
Kocham Cię! Świecie mój, żyj!
Nie chcę stracić minut, co w długie miesiące
Rozrosły się z chwil.
I choć nieraz co dnia iść trzeba pod wiatr,
Kocham wiatr! Niech szumi las!
Lecz wy, chwile pogodne, przypłyńcie latami
W pamięci mej czas.

Na cóż zdało się piękno motyla?
Jesień zmyła miłosne marzenie;
Rozedrganą nadzieją nie zdążył nasycić się nikt.

A ja nie chcę, by tak...

Warszawa, listopad 1977.

NIE PŁACZ, GDY WRÓCISZ...

Nie płacz, gdy wrócisz na tę polanę,
Na której szczęście znalazło Cię:
Dziś dookoła las wypalony,
A drzew szkielety odziane w czerń.

Nie płacz, gdy wrócisz i nie zastaniesz
Tego, co żyje w pamięci tuż,
Nie płacz, choć drogi dobrze Ci znane
Dziś nie prowadzą do nikąd już.

Nie płacz, gdy wrócisz na tamto miejsce,
W którym przed laty witał Cię Mistrz.
Nie płacz, gdy wejdziesz na szczyt tej góry,
Gdzie w szarej skale tkwi nagi krzyż.

Nie płacz nad sobą, serce złamane,
Nie żałuj tamtych spalonych dróg,
Nie bój się krzyża, patrz śmiało w górę
I niech Cię zawsze prowadzi Bóg.

Warszawa, wrzesień 1992

DLA CIEBIE

W gęstwinie lasu okaleczona sosna płakała:
Spod szarej kory wonna żywica po pniu spływała.
Sosna wysoka, która gałęzie zanurza w niebie
Płacze dla Ciebie, płacze dla Ciebie.

Samotnie stoi martwe, sczerniałe, krzyżowe drzewo,
Pod krzyżem ziemia od krwi czerwona, a w górze niebo.
Z krwią czyjeś życie spływa po drzewie na brudną ziemię
Właśnie dla Ciebie, właśnie dla Ciebie.

W ulicy tłumie samotny człowiek płacze w rozpaczy;
Zagubił słońce, aby już więcej go nie zobaczyć.
Dla kogo serce z bólu zamarło, zapewne nie wiesz -
Również dla Ciebie, również dla Ciebie.

Bo nie wiesz chyba, że wszystkie drzewa, że wszystkie ptaki,
Że jasne słońce, niebo błękitne, gwiazdy i kwiaty,
Nie wiesz, że ludzie, miasta i wioski, chmury na niebie,
Żyją dla Ciebie, właśnie dla Ciebie.

Zalesie Górne, lipiec 1977.

PRZYSZEDŁ ŚWIT

Księżyc uniósł w dal bladą tęczę mgieł nocnych,
Rosa wstała z traw, przyszedł świt.
Z wiatrem, aż do gwiazd uleciały dni z kartek.
Przez zamglony czas przyszedł świt.

Gdy wokoło mrok i jesienne dni,
Kiedy deszcz zmywa z oczu łzy.
Gdy nie wierzysz już, że powróci świt,
Nie smuć się, bo już dziś...

Księżyc uniósł w dal bladą tęczę mgieł nocnych,
Rosa wstała z traw, przyszedł świt.
Z wiatrem, aż do gwiazd uleciały dni z kartek.
Przez zamglony czas przyszedł świt.

Wiem, że wrócą znów szare, słotne dni -
Jesień deszcz wpuści w swoje drzwi.
Lecz, gdy przyjdzie świt, wyschną deszczu łzy.
Nie smuć się, bo już dziś...

Księżyc uniósł w dal bladą tęczę mgieł nocnych,
Rosa wstała z traw, przyszedł świt.
Z wiatrem, aż do gwiazd uleciały dni z kartek.
Przez zamglony czas przyszedł świt.

Warszawa, czerwiec 1977.

CHORA NADZIEJA

Mijają miesiące i lata, a słońce wciąż za chmurami.
Nad nami nowe sztandary, a mi w lepsze jutro brak wiary.

Chora nadzieja moja...

Sterczysz, Zośka, na rogu ulicy,
Zaczepiając przygodnych facetów.
Przed laty, gdy bawiliśmy się na podwórku,
Chciałaś zostać gwiazdą Hollywood'u.

Chora nadzieja moja...

Stoisz, Wojtek, z kolesiami w ciemnej bramie,
Razem z nimi ciągniesz z flaszki denaturat.
Kiedy w szkole siedziałeś ze mną w ławce,
Planowałeś, że zostaniesz misjonarzem.

Chora nadzieja moja...

Siedzisz, Ewka, na gołym chodniku,
Oczy mętne masz i pokłute ręce.
Czy pamiętasz? Byłem z Tobą na Mazurach,
Pisałaś wiersze i miałaś być sławna.

Chora nadzieja moja...

Czemu w śmietniku grzebiesz, Stasiek?
Jesteś śmierdzący, zarośnięty i zawszony.
W tym samym dniu skończyliśmy studia -
Mówiłeś wtedy, że będziesz profesorem.

Chora nadzieja moja...

Mijają miesiące i lata , a słońce wciąż za chmurami.
Nad nami nowe sztandary, a mi w lepsze jutro brak wiary.

Warszawa, wrzesień 1992.

WIECZNA PIOSENKA

Wieczne pytanie: która godzina, która godzina?
Gdy już poranek, gdy noc się kończy i dzień zaczyna.
Wieczne pytanie: która godzina, która godzina?
Już pozostanie bez odpowiedzi - nie Twoja wina.

Bo czas wciąż płynie, płynie, płynie,
Tyka zegarek cichutko na Twojej ręce
I wspólna chwila zaraz minie -
Może zostanie wspomnienie w "wiecznej piosence".

Wieczne pytanie: jaka pogoda, jaka pogoda?
Chmury mi słońce dziś przesłoniły, więc słońca szkoda.
Wieczne pytanie: jaka pogoda, jaka pogoda?
Już pozostanie bez odpowiedzi, naprawdę szkoda.

Bo czas wciąż płynie, płynie, płynie,
Tyka zegarek cichutko na Twojej ręce,
Pogodna chwila zaraz minie -
Może zostanie wspomnienie w "wiecznej piosence".

Wieczne pytanie: jak mi daleko do Twego serca?
Wieczne marzenie, wieczna tęsknota, wieczna rozterka.
Wieczne pytanie bez odpowiedzi, bo czas się zmienia.
Bez odpowiedzi już pozostaną wieczne marzenia.

Bo czas wciąż płynie, płynie, płynie,
Tyka zegarek cichutko na Twojej ręce
I jeśli przyjaźń nasza minie -
Może zostanie wspomnienie w "wiecznej piosence".

Wieczne pytanie: czy jeszcze wolno mieć mi nadzieję?
Wieczne pytanie: czy kres już blisko, czy ocalenie?
Wieczne pytanie bez odpowiedzi, bo czas się zmienia -
Bez odpowiedzi, by pozostała wieczna nadzieja.

Bo czas wciąż płynie, płynie, płynie,
Tyka zegarek cichutko na Twojej ręce
I chociaż młodość szybko minie -
Może zostaną wspomnienia w "wiecznej piosence".

Bo czas wciąż płynie, płynie, płynie,
Tyka zegarek cichutko na Twojej ręce.
Co będzie, jeśli też przeminie...
"Wieczna piosenka".

Warszawa, czerwiec 1977.

LUBIĘ PATRZEĆ...

Lubię patrzeć w Twoje oczy zadumane,
Pod rzęsami skryłaś cały świat.
Lubię z Tobą spacerować w cieniu marzeń
I jak w lustro się wpatrywać w Twoją twarz.

Szukasz czegoś? Może Ci dopomóc?
Poszukajmy wspólnie, powędrujmy razem.
Może odnajdziemy to na końcu świata,
Ale warto chyba we dwoje tam iść.

Lubię patrzeć.

Szukamy tak często wypatrując wokoło -
Nagle - stop! Coś znalazłeś.
Choć nie tego szukałeś, nic Ci więcej nie trzeba,
Bo to jest Twoje szczęście.

Lubię patrzeć w Twoje oczy zadumane.

Szukasz kogoś? Może Ci dopomóc?
Poszukajmy wspólnie, powędrujmy razem.
Może odnajdziemy się na krańcu świata,
Więc spróbujmy dzisiaj we dwoje tam iść.

Lubię patrzeć.

Tak często samotni, choć tłum ludzi dokoła -
Nagle - stop! Coś znalazłeś.
Zawiedzione uczucie pozostawisz w szufladzie -
Został spokój i szczęście.

Lubię patrzeć w Twoje oczy zadumane

Szukam czegoś, możesz mi dopomóc.
Poszukajmy wspólnie, powędrujmy razem.
Cóż znajdziemy tam, na drugim krańcu świata,
Nie wiem, lecz spróbujmy we dwoje tam iść.

Lubię patrzeć.

Szukamy tak często wypatrując wokoło -
Nagle - stop! Coś znalazłeś.
Choć nie tego szukałeś, nie chcesz błądzić już więcej,
Może to już jest szczęście.

Lubię patrzeć w Twoje oczy zadumane,
Pod rzęsami skryłaś cały świat.
Lubię z Tobą spacerować w cieniu marzeń
I jak w lustro się wpatrywać w Twoją twarz.

Warszawa, październik 1978