50 ERnO Harpagan 2015 - Sierakowice

16-18 października 2015 r.


WIELKI JUBILEUSZ
czyli
BLASKI I CIENIE HARPAGANA

Jubileuszowa 50. edycja.

Rozpocznę od krótkiej relacji i próby wytłumaczenia "co ja tutaj robię". Bo jak się ma za sobą 25 startów w pieszym Harpaganie, 15 certyfikatów Harpagana na ścianie i znów się przyjeżdża, żeby się spocić, ubłocić, podrapać w krzaczorach, nie dospać, nie dojeść, zmoknąć na deszczu oraz wymęczyć do granic możliwości, a w dodatku się za te wątpliwe przyjemności płaci, to już chyba nie jest sprawdzenie własnej wytrzymałości, to nawet nie jest hobby, to już wygląda na uzależnienie i to poważne. Z nałogami należy walczyć, więc miałem już sobie odpuścić, ale ominąć pięćdziesiątą edycję, to byłoby nie fair.

Więc jestem. W nowych butach i z pozostałościami pęcherzy na stopach po Zażynku i Kampinosie. Trzecia stówa w miesiącu. Dlaczego nie.

Rokowania. Kondycja raczej słaba, wzrok nie lepszy, permanentny deficyt snu i prognoza pogody niezbyt optymistyczna. Zapowiedziane towarzystwo Natalii i Sławka, którzy wierzą w moje zdolności nawigacyjne. Chciałbym mieć ich wiarę.

Początek standardowy. Mapa niestety też. Staroć sprzed ponad czterdziestu lat. Więc znów zabawa w ciuciubabkę. Pierwsze dwa punkty łykamy bez większych problemów. Do jedynki wybieram wariant nieco dłuższy od wzorcowego, do dwójki skracam idąc cały czas przecinką, czyli w zasadzie na azymut. I choć w sumie drogi nie nadkładamy, czas mamy fatalny.

Do trójki postanawiamy iść okrężnym, ale bezpiecznym wariantem, bo leśne drogi zarośnięte i mgła gęstnieje. Marsz szosą. Znużenie. Trzeba odbić tuż za zakrętem. Jest zakręt. Wypatruję drogi, ale poza ścieżkami grzybiarzy nie dostrzegam nic, co mogłoby ją przypominać. Gdy szosa zaczyna opadać, orientujemy się, że musieliśmy skrzyżowanie ominąć. Wracać? Podejmuję decyzję, że zaatakujemy punkt od wschodu od strony przecinki. Tę przez chwilę widać, potem już tylko trzymamy się kierunku.

"Świetlinka na moczarach" - opis nic nie wyjaśnia. Co to są moczary każdy wie, ale świetlinka. Czegoś takiego nawet w wielkiej encyklopedii PWN nie ma - sprawdzałem.

Klasyczny krzaking. Połamane drzewa, gałęzie, zarośla, mokradła. Trzeba odbić na zachód w górę. Jest wzniesienie, są mokradła. Przedzieramy się przez gąszcz młodych śwerczków, które przekazują naszym ubraniom i butom litry zgromadzonej między igłami wody. Ciemność, mgła, zarośla i dziesiątki poszukiwaczy zaginionej trójki dokoła. Wydaje mi się, że jesteśmy w miejscu, gdzie bezwarunkowo powinien być punkt, ale go nie ma. Dalej na zachód iść się nie da, bo przed nami ściana zarośli tak gęsta, że bez maczety ani rusz. Nawet nie widać, czy teren jeszcze się dalej wznosi, czy opada. Skręcamy śladem starej drogi na północ. Ale trójki nie widać i nawet ludzie gdzieś znikli. Wracamy tą samą drogą w kierunku szosy i gdy tylko nadarza się okazja odbijamy na zachód. Teraz widać już światełka zawodników wracających z punktu. Punkt atakujemy od południowego zachodu. Kiedy w domu obejrzę ślad z gps-a okaże się, że 40 minut wcześniej szukałem go niecałe 100 m na wschód od faktycznej lokalizacji i gdyby nie zarośla wyszlibyśmy prosto na lampion. Półtora kilometra krzakingu plus nadłożenie drogi wskutek wyboru rzekomo bezpiecznego wariantu kosztowało nas ponad 2 km dodatkowego dystansu, ale co najgorsze utratę blisko godziny cennego czasu.

Potem było już nieco lepiej. Nasze warianty, choć w wielu miejscach różniły się od podanych po Harpaganie jako wzorcowe, nie były dłuższe, a na drugiej pętli udało nam się nawet znaleźć kilka drobnych skrótów. Punkty zaliczamy "z marszu". Jedynie przed piątką minimalnie nas znosi, ale sokoli wzrok Sławka ratuje sytuację. Półmetek osiągnięty o 9:08.

Na drugą pętlę ruszamy z nadzieją, że w dzień uda się nadrobić straty. Do piętnastki bezproblemowo. Już tylko 15 kilometrów do przejścia w 3,5 godziny. Zmęczenie, ciemność i wzmagający się deszcz, ale wciąż nadzieja na ukończenie rajdu. Do szesnastki wybieramy bezpieczny wariant dużymi i pewnymi drogami, jedynie końcówka przecinką. Ale przecinka znów wirtualna, w dodatku widoczność zerowa.

Moja kurza ślepota w warunkach intensywnego opadu atmosferycznego sprawia, że przez mokre okulary ledwie widzę nie tylko mapę, ale i własne otoczenie. Jako nawigator jestem skończony. Jako poszukiwacz punktu chyba też. Na szczęście w naszej pięcioosobowej ekipie, z którą pokonujemy ostatnie kilometry są tacy, którzy coś widzą. Znów ratuje nas Sławek, który dostrzega w oddali lampion, podczas gdy ja nawet stojąc już na punkcie, nie widzę żadnej z przecinek, na których skrzyżowaniu podobno ten punkt stoi.

Nie jestem w stanie nawigować, mogę za to służyć jako żywa ilustracja przysłowia "prowadził ślepy kulawego". Tymczasem jest jeszcze jeden punkt do odnalezienia. Przed nami ostatnie 6,5 kilometra do przejścia w godzinę i 20 minut. Wyłączam się z nawigacji. Prowadzi ktoś z grupy. Ja tylko bezmyślnie przebieram nogami starając się dostrzec buty swojego poprzednika, by nie oderwać się od stada. Droga dłuży się niemiłosiernie. Dochodzimy do Paczewa. Tu spotykamy jeszcze trzech rajdowiczów.

W strugach deszczu drepczemy drogą, która ma nas doprowadzić do ostatniego punktu kontrolnego. Wychodzimy na skraj polany. Nie można ocenić jej wielkości, bo widoczność spadła do kilku metrów. Ktoś stwierdza, że punkt powinien być gdzieś z drugiej strony. Nerwowe penetrowanie zarośli i gasnąca nadzieja na wymacanie punktu. Za chwilę zostanie on zamknięty. Nawet gdyby udało się go jakimś cudem odnaleźć, na dotarcie do mety braknie czasu.

Odwrót. Nie bez problemów odnajdujemy powrotną drogę. Choć siedemnastki szukaliśmy pół kilometra za wcześnie, mamy w nogach i tak 109 km. Teraz telefon do przyjaciela. Trzeba zdążyć do bazy zanim zamkną kuchnię. Z mojego 26 Harpagana wracam znów na tarczy.

Dziękuję z całego serca Natalii i Sławkowi za towarzystwo i wsparcie na trasie. Jednocześnie przepraszam za wtopę na trójce, która zdecydowała o naszej porażce.

Teraz czas na podsumowanie wszystkich edycji Harpagana, w których startowałem.
Do takiego podsumowania, jako harpaganowy weteran, czuję się uprawniony i zobowiązany.


IDEA HARPAGANA

Autorem idei "Ekstremalnego Rajdu na Orientację Harpagan" jest Bogdan Jaśkiewicz. Niezwykły człowiek, wspaniały kolega. Kiedyś związany z harcerstwem, obecnie miłośnik i znawca szkoły przetrwania. O survivalu wie wszystko i chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi. Pomysł Harpagana powstał, gdy postanowił wraz z przyjaciółmi dokonać czegoś niezwykłego. To miała być forma sprawdzenia swojej wytrzymałości, wytrwałości w dążeniu do postawionego celu, odporności fizycznej i psychicznej, umiejętności pokonywania własnych słabości.

Ta idea przyświeca imprezie od lat, gromadząc na starcie coraz to nowych uczestników. Pierwsze lata Harpagana znam tylko z opowiadań, bo swoją przygodę ze stukilometrowym dystansem rozpocząłem dopiero w 2001 roku, gdy impreza miała już za sobą ponad 20 edycji i oprócz trasy pieszej również rowerową. W przeszłości były też próby organizacji trasy konnej i kajakowej, ale się nie przyjęły.

Pokonanie całej trasy Harpagana, czyli zaliczenie wszystkich punktów kontrolnych w określonym limicie czasu uprawnia do otzrymania certyfikatu, na którym widnieje napis: "... wykazał się wytrzymałością, pokonał swoje słabości i tym samym otrzymuje zaszczytne miano Harpagana." Wydawać by się mogło, że idea Harpagana jest niezmienna od początku istnienia imprezy. Czy tak jest na pewno?

Pamiętam, że gdy kilkanaście lat temu walczyłem z harpaganową trasą, a była to dla mnie nie tylko próba własnych sił, ale też wielokrotnie solidna lekcja pokory, byłem zafascynowany postawą sporej części uczestików gotowych do udzielania sobie wzajemnej pomocy zarówno wtedy, gdy ktoś słabiej się poczuł na trasie, jak i wtedy, gdy nieco się pogubił i nie bardzo wiedział, którędy dalej iść.
W tej postawie nie było nic ze sportowej rywalizacji, przeciwnie, wyczuwałem ogromną solidarność, poczucie wspólnoty narastające wraz z przebytym dystansem. Zdarzało się, że niektórzy z niesmakiem patrzyli na biegaczy, dla których Harpagan był okazją do wyścigu po jak najwyższą lokatę.

Osobiście, choć jestem z uwagi na wiek i swoją całkowicie niesportową przeszłość zatwardziałym piechurem, nie mam nic przeciwko rywalizacji o miejsce na podium wśród najszybszych. Zupełnie mi nie przeszkadza, że ktoś jest w stanie pokonać trasę w czasie dwukrotnie krótszym ode mnie.
Nie chciałbym jednak, aby ERnO Harpagan przekształcił się w imprezę sportową typu BnO (Bieg na Orientację), gdzie najważniejszy jest osiągnięty wynik w klasyfikacji końcowej, a limit czasowy na pokonanie trasy dostosowuje się do grupki najszybszych.

Chciałbym się mylić, ale w ostanich latach odnoszę wrażenie, że w takim właśnie kierunku Harpagan oraz wiele innych imprez na nim wzorowanych zmierza. Sprzyja temu niestety powołanie do życia inicjatywy pod nazwą "Puchar Polski w Pieszych Maratonach na Orientację" ze swoim rowerowym odpowiednikiem. Klasyfikacja pucharowa ma typowo sportowy charakter. Ma ona niestety niewiele wspólnego z pierwotną ideą Harpagana, ale dla wielu imprez, w tym i dla Harpagana, stanowi szablon, w który starają się wpisać swoje zasady.

Z jednej strony pojawiły się trasy o krótszym dystansie, który dla przeciętnego piechura, czy rowerzysty ekstremalny jest tylko z nazwy, z drugiej podejmowane są najróżniejsze próby sztucznego utrudniania pokonania tych tras, aby do mety nie dotarli przypadkiem wszyscy startujący. W ten sposób miejsce walki z własnymi słabościami zajmuje coraz częściej walka z czasem, którego na zaliczenie wszystkich pomysłowo poukrywanych punktów kontrolnych jest dla większości uczestników za mało. Nierzadko kończą oni zawody ze sporym zapasem sił, ale bez kompletu punktów, bo nie byli w stanie dorównać szybkością przebierania nogami, lub kręcenia pedałami swoim regularnie uprawiającym sport kolegom.

Harpagan jest niezaprzeczalnie najstarszym i największym w Polsce Ekstremalnym Rajdem na Orientację. Zastanawiające jest jednak, dlaczego na starcie kultowej stukilometrowej trasy pieszej, stanęło na ostatniej jubileuszowej edycji niespełna 300 uczestników, spośród ponad półtora tysiąca zarejestrowanych na wszystkich trasach. Czy idea Harpagana nie zeszła w cień?

A teraz pozwolę sobie na dokonanie osobistej, subiektywnej oceny Harpagana w skali 1-6, z punktu widzenia uczestnika trasy pieszej TP100, z którą mierzyłem się ponad 20 razy.

TRASA

Na powodzenie tak wielkiej imprezy, jak Harpagan wpływa wiele czynników, od informacji na stronie internetowej począwszy, przez organizację biura oraz nadzór nad przebiegiem zawodów w czasie ich trwania, a na ogłoszeniu wyników i podzieleniu się relacjami i zdjęciami uczestników skończywszy. Jednak podstawą powodzenia imprezy jest jej trasa. Bez dobrej trasy cała reszta nie miałaby sensu.

Charakter trasy
Plusy: ciekawe tereny, zmienna baza rajdu, brak oczywistych przelotów.
Minusy: zbyt częste pokrywanie się optymalnego kierunku ataku na punkt kontrolny z optymalnym kierunkiem ewakuacji z tego punktu, zdarzające się przypadki braku w terenie dróg uznanych przez budowniczego za optymalny wariant przejścia (drogi i przecinki istniejące wyłącznie na mapie).
Kierunkek zmian: dobrze, że budową tras zajął się ponownie Karol Kalsztein.
Ocena: 5

Punkty kontrolne
Plusy: obsada sędziowska na każdym punkcie, punkty zlokalizowane zazwyczaj w ciekawych i nieco ukrytych miejscach.
Minusy: zdarzające się nierzadko przypadki ustawiania punktów na skrzyżowaniach całkowicie zarośniętych, czyli praktycznie nieistniejących dróg i przecinek, przypadki lokalizacji punktów kontrolnych zachęcającej lub wręcz zmuszającej uczestników do deptania nasadzeń leśnych lub pól uprawnych (punkty na bezdrożach lub w miejscach niemożliwych do precyzyjnego namierzenia na podstawie mapy w skali 1:50000).
Kierunkek zmian: zwiększenie liczby punktów kontrolnych, które z jednej strony zmniejsza możliwości wyboru wariantu przejścia, z drugiej zmusza do zwiększenia tempa pokonywania trasy przekształcając rajd pieszy w imprezę biegową oceniam negatywnie, zastosowanie systemu SportIdent, otaśmowanie dróg dojścia na pierwszych punktach i zmiany organizacji pracy punktów oceniam pozytywnie.
Ocena: 5

Dystans i limit czasu
Plusy: 24 godziny na przejście 100 km i odnalezienie 15 PK jest ideałem.
Minusy: pomiar dystansu po elementach liniowych istniejących na mapie sprawia, że znamionowy dystans Harpagana nie bywa czystą teorią wyłącznie w Borach Tucholskich, gdzie przecinki leśne są proste jak drut, a lasy zazwyczaj o dobrej przebieżności, na pozostałych terenach dystans jest zazwyczaj rażąco niedoszacowany, co przy dużej ilości ukrytych w gęstwinie leśnej punktów przekształca rajd pieszy w imprezę dla biegaczy (czekam, aż budowniczy zacznie mierzyć trasę w terenie); nieliczne, na szczęście, przypadki, gdy odległość pomiędzy PK w linii prostej była większa od podanej na mapie; brak powtarzalności parametrów technicznych trasy (dystans od 100 do ponad 120 km, suma przewyższeń od kilkudziesięciu do kiluset metrów i jeszcze zwiększona liczba PK, jedynie limit czasu stały).
Kierunkek zmian: zastąpienie przez budowniczego trasy krzywomierza na program komputerowy to wciąż nie to samo co pomiar w terenie, więc choć zmianę oceniam pozytywnie, do pełnej satysfakcji jeszcze daleko, przesunięcie godziny startu z 19:00 (jak było kiedyś) na 21:00 oceniam negatywnie, bo wskutek tej zmiany szybcy zawodnicy, którzy pokonują trasę w czasie poniżej 20 godzin, większą jej część mogą pokonać za dnia, natomiast wolniejsi zmuszeni są do odnajdywania ostatnich punktów kontrolnych po ciemku, a przez to mają dodatkowo podniesioną poprzeczkę (niezamierzone preferencje dla biegaczy).
Ocena: 3=

Bezpieczeństwo
Plusy: obsada sędziowska na wszystkich punktach i obsługa medyczna na wybranych punktach, obsługa służb ratowniczych.
Minusy: przypadki lokalizowania punktów skłaniające lub w niektórych przypadkach zmuszające zawodników do pokonywania bagien, pozbawionych mostów cieków wodnych, bardzo głębokich jarów i wąwozów, poruszanie się piechurów i rowerzystów po tych samych drogach w tym samym czasie.
Kierunkek zmian: Zwiększenie ilości tras pieszych i rowerowych wpływa na zwiększenie częstości spotkań rowerzystów i piechurów, co przy pokrywaniu się terenu rywalizacji obniża bezpieczeństwo tak piechurów, jak i rowerzystów zmuszonych do slalomu pomiędzy pieszymi.
Ocena: 5

Mapa
Plusy: odpowiednia skala 1:50000 i szczegółowość (mapa topograficzna), opisy PK, niezbędne telefony.
Minusy: mapa nieaktualna, opracowana w latach 70-tych ubiegłego stulecia, często zamiast pomagać, przeszkadza w prawidłowej nawigacji, bo wprowadza w błąd (zmiany drożni, zalesień, charakteru terenu, obiektów inżynieryjnych, energetycznych, zabudowań), brak aktualizacji nawet najbliższego otoczenia punktów kontrolnych.
Kierunkek zmian: wprowadzenie map kolorowych w miejsce czarno-białych kserówek to zmiana na plus, rezygnacja z nowszych dostępnych opracowań kartograficznych i wykreślenie z regulaminu możliwości korzystania z własnych map w tej samej skali, co mapa dostarczona przez organizatora to zmiany na gorsze (jeśli ktoś lubi zabawę w ciuciubabkę z zabytkową mapą, powinien mieć taką możliwość, ale organizator powinien zapewnić uczestnikom mapę w miarę możliwości aktualną).
Ocena: 2

ORGANIZACJA

Baza rajdu
Plusy: sprawna i miła obsługa, nadzorowane parkingi, przechowalnia bagażu, oznaczenia w bazie rajdu, sklepiki i wszystko, czego potrzeba.
Minusy: czasem brak ciepłej wody (siła wyższa).
Kierunkek zmian: wyeliminowanie kolejek w rejestracji, choć kto wcześnie przyjeżdża nigdy z tym problemu nie miał.
Ocena: 6

Strona internetowa
Plusy: elktroniczny formularz zgłoszeniowy, informacja mailowa o przyjęciu zgłoszenia, lista wyników, mapy tras.
Minusy: zbyt późna publikacja niektórych informacji dotyczących lokalizacji bazy i możliwości dojazdu (od tego zależy niejednokrotnie możliwość udziału w imprezie oraz możliwość zakupu biletów w promocyjnych cenach).
Kierunkek zmian: nowa wersja strony pozbawiona archiwum, linków do galerii i relacji zaskoczyła mnie negatywnie (nie wiem czy tak już ma być, czy to tylko przejściowe trudności).
Ocena: 4

Otwarcie i zakończenie rajdu
Plusy: zakończenie bezpośrednio po zamknięciu mety, umożliwiające udział wszystkim chętnym, zawsze wspaniała atmosfera.
Minusy: rozdawanie map tuż przed startem uniemożliwiające przyjrzenie się mapie przy normalnym świetle (rozumiem, taka tradycja), długi czas oczekiwania na wydruk dyplomu (a można byłoby drukować lub wypełniać bezpośrednio po oddaniu karty SI).
Kierunkek zmian: nie zauważyłem.
Ocena: 6- (minus za te dyplomy)

Podsumowanie
Harpagan jest bez wątpienia kultowym ekstremalnym rajdem na orientację godnym polecenia miłośnikom trudnych wyzwań. Osobiście oceniam go bardzo wysoko i nie bez powodu startowałem w nim już 25 razy.
Moje niskie oceny dotyczą map i faktycznych parametrów technicznych tras. Orientacja w terenie, która powinna być podstawą powodzenia na InO, to umiejętność czytania mapy i odnalezienia w terenie znalezionych na mapie charakterystycznych elementów. Łatwiej jest poruszać się z mapą dokładną, czyli zawierającą dużą ilość informacji, pod warunkiem, że te informacje są prawdziwe. Dokładność mapy traci znaczenie, gdy mapa jest nieaktualna. Były czasy, że zdobycie dokładnej mapy było bardzo trudne, ale organizatorom Harpagana pragnę uświadomić, że kupowane przeze mnie w latach sześćdziesiątych w antykwariatach przedwojenne sztabówki były wtedy bardziej aktualne (wiek poniżej 30 lat, z czego spora część to okres wojny i zastoju gospodarczego) od map stosowanych na Harpaganie (wiek ponad 40 lat, w tym okres intensywnych przemian ustrojowych i gospodarczych). Parametry techniczne trasy, czyli dystans, suma przewyższeń i liczba PK powinny być w miarę stałe i zgodne z regulaminem imprezy. W przypadku InO parametry te odnoszą się oczywiście do trasy wzorcowej. Każda metoda pomiaru dystansu jest obarczona błędem, ale jest niedopuszczalne, aby ten błąd przekraczał 10%, a na Harpaganie nierzadko zdarzało się, że optymalna trasa liczyła ponad 120 km, a bywało, że zwycięzcy mieli w nogach ok. 140 km. Takie przypadki są niedopuszczalne.
Dlatego, choć ogólnie imprezę oceniam na piątkę, liczę na to, że organizatorzy uporają się w końcu z pomiarem dystansu (wyślą testera z GPS-em w ręku na trasę) i wydrukowaniem porządnej mapy lub przynajmniej wskazaniem z jakich dostępnych na rynku map topograficznych i turystycznych wolno korzystać, abym w przyszłości mógł oceniać Harpagana na szóstkę.

W tym miejscu pozostaje mi już tylko złożyć serdeczne podziękowania organizatorom i wszystkim wolontariuszom za ich trud, za życzliwość, za trwanie na posterunkach i wspieranie nas dobrym słowem w bazie i na trasie. Dziękuję za wszystkie 25 edycji, w których uczestniczyłem, dziękuję za to, że przezwyciężyliście różne organizacyjne problemy i cały czas staracie się imprezę rozwijać i doskonalić.
Życzę udanej organizacji kolejnych edycji.
Do zobaczenia.

Andrzej Sochoń - Wesoły Jędruś